WSTĘP
Bajka będzie nie długa nie krótka ... tyle co 10 faktów...no ...chyba że wymknie się z pod kontroli i zacznie żyć własnym życiem - za ten fakt autor nie odpowiada , gdyż życie jest zbyt nieprzewidywalne
ROZDZIAŁ
I
A było to tak :
Za górami , za lasami , za morzami i dolinami...
hmmm a może jednak nie tak...
od nowa
Pewnego razu na Dzikim Zachodzie ....
stop- korekta...jeszcze raz...
Pewnego dnia na Dzikim Zachodzie zamieszkała Dalia , TAK ...tak właśnie było .
Dalia lubiła spokój, góry i przyrodę , a dzięki znajomości z pewnym wpływowym wodzem Indian spełniło się jej marzenie . W najbardziej pięknym i niezwykłym prezencie bez okazji , otrzymała piękne siedlisko z pięknym luksusowym wigwamem na środku pola , nieopodal pasły się piękne dzikie łaciate konie a gdzie okiem sięgnąć rozpościerała się piękna cudowna przestrzeń nieskalana żadnym dymiącym kominem .
Ten wielce hojny, szlachetny i sprawiedliwy Indianin był jednym z wodzów przewodniczących - Federacji Zjednoczonych Plemion Indiańskich o wdzięcznej nazwie " W kupie siła - nie damy się bladym twarzom i już " - a jego imię brzmiało Winnetou ( w tłumaczeniu z indiańskiego - Płonąca Woda )
Winnetou i Dalia znali się już od dziecka, to znaczy Dalia znała Winnetou od dziecka bo dzielny Indianin który już wtedy był pełnoletnim wodzem , niestrudzenie przecierał szlaki ku zjednoczeniu swego narodu i współpracy pomiędzy narodami a dziecięca Dalia podziwiała go za jego odwagę i szlachetność. Zaczytywała się w zapiskach reporterskich Karola Maya który z pierwszej ręki relacjonował jego poczynania a także oglądała transmisje na żywo przedstawiające niezwykłe przygody wodza i jego przyjaciela o ciężkim do wymówienia przydomku Old Shatterhand (w tłumaczeniu Grzmiąca Ręka).
Old S. - budząca respekt Grzmiąca Ręka , był białą twarzą pochodzącą z tzw. Europy, starego kontynentu gdzie mieszkały same blade twarze , no prawie same... w każdym razie zdecydowana większość bladych twarzy . Całe to zamieszanie zaczęło się właśnie tam, za sprawą niejakiego Kolumba ,który uparł się aby odkrywać nowe ziemie. Ostatecznie zamiast dopłynąć do upragnionych Indii - Kolumb niespodziewanie odkrył nowy kontynent i jego czerwonoskórych mieszkańców. Cały szczęśliwy wylądował na ziemiach Indian, którzy wtedy jeszcze nie nazywali się Indianami bo przecież nie mieszkali w Indiach tylko u siebie . Prawdziwi Indianie mieszkali sobie całkiem gdzie indziej i wcale nie zwali się Indianami tylko hindusami . Ogólnie to nieco dziwna historia i inna bajka...
A na nowy kolumbowy kontynent poczęli napływać hurtem coraz to nowi bladzi osadnicy ,którym wszędzie było za ciasno i wciąż szukali nowych miejsc , lekceważyli przy tym sobie fakt, że te nowe dla nich miejsca były już przecież zamieszkane i dla rdzennych mieszkańców były bardzo stare. Blade twarze nie znały umiaru i nie respektowały żadnych świętości, chyba ze ich własne .
Nie ma się więc co dziwić ze Indianie , potężnie już zezłoszczeni bezczelnością przybyszów - wzięli się i zjednoczyli, pokazując bez ogródek kto rządzi na ich własnym terenie ...stanęli ramię w ramię, pióropusz przy pióropuszu i przemówili jednym potężnym głosem. W rezultacie powstała Federacja Zjednoczonych Plemion Indiańskich o wdzięcznej nazwie " W kupie siła - nie damy się bladym twarzom i już " , na wszelki wypadek wodzowie założyciele w swej mądrości dodali : "ani żadnym innym kolorom twarzy i ponowne już " , ale ze względu na zbyt długą nazwę używano jej tylko przy oficjalnych uroczystościach .
Wracając do bladych twarzy - nie da się ukryć że Dalia także takową była, nawet bardzo białą twarzą -na szczęście szlachetne idee krzewione przez Winnetou przyniosły efekty , a jego przyjaźń z Old S. zapoczątkowała piękne relacje pomiędzy "twarzami" różnych kolorów - szczególnie biało - czerwonymi . Relacje te opierały się oczywiście na wzajemnym szacunku i tolerancji , pokazując dla odmiany że tak też można .
W tej sytuacji federacyjny zapis o nie dawaniu się - dotyczył jedynie wrogich agresorów chcących zagarnąć święte ziemie Indian . Dalia zagarniać ich nie chciała , tym bardziej że otrzymała je w pięknym prezencie , więc mogła swobodnie rozkoszować się cudownie świeżym nieskażonym powietrzem i pięknymi widokami. Trzeba przyznać ze Indianie umieli dbać o swe ziemie , przecież były święte i jako takie z szacunkiem były traktowane. Serce Dalii, radowało się na ten widok , czyste powietrze, łąki, góry , czyste rzeki i zwierzę wszelkiego rodzaju swobodnie przemieszczające się a wśród nich ich król - bizon . Dalia wiedziała że gdyby nie w porę podjęta decyzja o Zjednoczeniu , wszystko to mogło inaczej wyglądać.
Indianie mają pewien zwyczaj ...nie przywiązują się zbytnio do swoich imion i bardzo lubią nadawać nowe – bacznie obserwują takiego delikwenta , co lubi , czym przykuwa uwagę lub jakiego dzielnego lub mniej dzielnego czynu dokonał . I wtedy...pyk...mają go …. jest to nieco ryzykowne , bo wyobraźnię mają dość nieograniczoną . Taki na przykład „Tańczący z wilkami „ na pewno odetchnął z ulgą gdy otrzymał swe piękne imię , mógł przecież skojarzyć się z czymś innym .
Pewnego razu...Indianie jak to Indianie - ocknęli się zaskoczeni, i stwierdzili że owa Dalia mieszkająca po sąsiedzku – nie ma prawdziwego imienia . Postanowili czym prędzej nadrobić tą gafę . Zebrali wielkie zgromadzenie , zagrali na wielkich bębnach, rozpalili wielkie ognisko przy którym w wielkim kręgu zasiadła starszyzna z wielkimi pióropuszami na głowie . Zapalili fajkę pokoju , bo Dalia była bardzo pokojowa i kiwając w pomyślunku głowami, radzili nad imieniem. Radzili i radzili i...nie mogli się zdecydować . Propozycji było wiele , wiadomo - każdy ma inne spojrzenie . Wystarczy wspomnieć kilka takowych : "Tańcząca gdzie się da" , bo okazję do tańca znajdzie wszędzie - wyczyniając przy tym istne pląsające harce lub "Ta co ma wiatr we włosach" bo cieniutkie i delikatne , inne niż u kobiet i mężczyzn a nawet dzieci indiańskich są ,to ciągle wiatrem rozwichrzone ma ( te włosy ) . Ten wiatr przyniósł widocznie inspirację bo zaraz zaproponowano „ Ta co ją wiatr porwać może, ho ho ” - bowiem krucha i wagowo lekkawa była , to i wiatr bardziej porywisty mógłby w dal zanieść że ho, ho .
Ostatecznie osiągnięto porozumienie i zgodnie zatwierdzono NOWE IMIĘ .
Tanecznym krokiem na środek kręgu wystąpił Wielki Szaman, z pomalowaną twarzą i grzechotką w ręku - zaintonował śpiewnym głosem :
- Ogłaszamy
wszem i wobec ( w tle bębny i grzechotka ) w całej Federacji , że
ta co ją do tej pory Dalią zwano – nowe otrzymała Imię ( w tle
znów odezwały się bębny i zagrzechotała grzechotka )
- Brzmi
ono...- wszelki dźwięk zanikł w jednej chwili i wszystkie uszy
nastawiły się na odbiór
- "
Z głową w chmurach " - dokończył gromkim głosem - bo zdaje
się czasem , zwłaszcza gdy obłoki nisko nad ziemią krążą że
ku nim odlatuje , stapiając się w jedno . ..
Ale to jeszcze nie koniec ...po Wielkim Szamanie wystąpiła Wielka Fibula ( w tłumaczeniu Ta co ma rozrzucone myśli ) i zawołała :
- „ Z
głową w chmurach „ opowiedz nam teraz swoją historię .
Serce Dali nie przywykłe jeszcze do swego imienia choć instynktownie czuło ze jest jej bliskie - zadrżało .
- Historię
? - zapytała , a wszystkie obecne głowy i pióropusze skierowały
się w jej kierunku – ale jaką historię ?
- Takie
10 faktów o sobie, których nie znamy ...na ten przykład może być
– odpowiedziała rezolutnie Wielka Fibula i wszystkie głowy i
pióropusze przytaknęły jej z uznaniem .
- Ach
tak - 10 ? - powtórzyła machinalnie Dalia... to znaczy teraz już
„Z głową w chmurach „ - aż 10 ? - zdrętwiała , gdyż co jak
co ale Dal...hmmm...to jest „Głowa w chmurach” z opowieściami
była na bakier . Chętnie słuchała, chętnie czytała ale snucie
swojej własnej opowieści ? Takiej własnej historii nieznanej
można by rzec ?
- No dobrze...postaram się tak w skrócie ( jak mi się uda ) aby was nie znużyć, bo wszyscy przecież czekamy na te tańce i skakańce co po opowieści mają się zacząć - Dalia podwójnego imienia , a może i potrójnego ( kto by tam liczył ) położyła dłonie na biodrach i zatańczyła wesołoooo - Co jak co - zawołała - ale tańce uwielbiam ( 1 ) to już wiecie ale wam jeszcze powiem ...kołysać się i podrygiwać w takt muzyki, tak swobodnie na luzie i śpiewać też . Kiedy byłam dziecięciem - usłyszałam arię operową - byłam tak nią oczarowana i zachwycona że od tej pory zaczęłam wydobywać z siebie z wielkim upodobaniem podobne dźwięki ( tak na marginesie, myślę że razem z niejaką Florence stworzyłybyśmy piękny duet ) . Do znudzenia słuchałam Habanery z Carmen i Chóru niewolników z opery Nabucco . Swoja własną , niepowtarzalną technikę śpiewu szlifowałam na blokowej klatce schodowej , gdzie echo niosło az miło - lamuuur....lamuuurrrr i oooohoooohooo . A i dziś gdy jestem w radosnym nastroju zdarza mi się podśpiewywać ...tylko nie rozumiem dlaczego gdy ja jestem taka radosna, co niektórzy zasłaniają uszy....
- ( 2 )Jestem uporządkowaną bałaganiarą.. w moim chaosie jest metoda...do chwili gdy ktoś mi go nie zaburzy ....lub wymknie się z pod kontroli. Wtedy zakasuję rękawy...i wszystko wraca na swoje miejsce...na jakiś czas...dość krótki - przyznaję . Ogólnie bardzo lubię porządek .... każda rzecz w domu ma swoje miejsce ...naprawdę nie wiem jak to się dzieje że je niepostrzeżenie zmienia, przecież wciąż ulepszam pod względem praktycznym, wprowadzam organizery przestrzeni w szafach, na biurku, regałach itp. Moje rzeczy lubią się przemieszczać i tyle, czasem nawet bawię się z nimi w chowanego - są w tym dobre ale ja też. Jak to mawia Marido, jestem mistrzynią w odnajdywaniu rzeczy zaginionych...we mnie ostatnia nadzieja, jak ja ich nie znajdę - to znaczy że przeszły do innego wymiaru :)
- ( 3 ) Taki paradoks - uwielbiałam szkołę i poznawanie nowych rzeczy - ale w tym wszystkim nie znosiłam oceniania, klasyfikacji, szablonowego narzucania bez możliwości wymiany myśli , tych wszystkich niepotrzebnych regułek i ciasnych umysłów. I tak już mi zostało. W rezultacie - szkoła stała się dla mnie miejscem nieprzyjaznym. Smucą mnie stracone możliwości , niewykorzystany potencjał . Moim marzeniem jest przemiana w całym w szkolnictwie - wzorem szkół takich jak Waldorfska, Montessori czy Summerhill
- ( 4 ) Odkąd pamiętam unikam konfliktów, sporów, kłótni i innych takich podobnych spraw , stałam się przez to wbrew wszelkiemu rozsądkowi samozwańczym rozjemcą . Takie łagodzenie bowiem nie zawsze dobrze się kończy dla mediatora tkwiącego w samym oku kapryśnego i nieprzewidywalnego cyklonu .
- ( 5 ) Do tej pory nie udało mi się opanować sztuki pakowania .Przed każdym wyjazdem mam z tym problem w dodatku pakuję się przeważnie na ostatnią chwilę ,choć obiecuję sobie zrobić to wcześniej . Mam dylematy co sie przyda...ja po prostu uważam że przyda się ...dużo rzeczy - które ku mojemu zaskoczeniu nie chcą wejść do walizy. W końcu udaje mi się je jakimś cudem upchnąć a na miejscu okazuje się że i tak z nich nie korzystam a na dodatek tej naprawdę potrzebnej rzeczy i tak nie ma. I tak za każdym razem...przyznam że jak mam się pakować to od razu odechciewa mi się podróży .
- ( 6 ) Wolę kameralne sklepiki od dużych marketów i tych drażniących dźwięków serwowanych klientom z głośników. Wyprowadza mnie z równowagi i to o zgrozo - najczęściej w lokalach, gdzie powinien panować przytulny klimat - byle jaka głośna muzyka bez składu i ładu , najczęściej serwowana z programów telewizyjnych.
- o juz za połową ....superek...mam nadzieję ze was nie nużę .... no to lecę dalej...( 7 ) Raz w życiu byłam w cyrku i ponownie by mnie wołami tam nie zaciągnęli. Klauny wystraszyły mnie tak bardzo że od tego czasu nie mogę na nich patrzeć i irytuje mnie wszystko co z cyrkiem związane . Chyba podobne uczucia miał scenarzysta horroru z klaunem w roli głównej , ze wpadł na taki pomysł - rozumiem go doskonale - filmu oczywiście nie oglądałam . Brrr....przeszywa mnie dreszcz przerażenia na sam ich widok .
- ( 8) Uwielbiam fantastykę naukową i kosmos ... od dziecka zaczytywałam się w książkach o tej tematyce , myślę że stało się tak za sprawą tego komiksu . Choć takie obrazkowe historie mnie jakoś nigdy nie pociągały i zdecydowanie wolałam tradycyjne książki , tą byłam po prostu zachwycona. Fantastyka naukowa wciągnęła mnie na całego i połknęła w całości...
- ( 9 ) Od dwóch lat nie jem mięsa ...można rzec ze jestem tak jakby wegetarianką :) Tak jakby , bo czasem skuszę się na rybkę …eksperymentuję też z kuchnią pięciu przemian i jej pięcioma żywiołami :)
- ( 10 ) Od dwóch lat także piję kawę...tak, tak dopiero od dwóch ale pod pewnym warunkiem... musi to być kawa wg pięciu przemian – gotowana z przyprawami , obowiązkowo z miodem , czasem z dodatkiem mleczka kokosowego – innej nie tykam .Wystarczy raz dziennie rano lub tylko w weekend ,koniecznie bez pospiechu . Sam rytuał ( jak ja to nazywam ) jej przyrządzania i powolne delektowanie się wprowadza w piękny nastrój . Wcześniej nie piłam kawy – wręcz jej nie znosiłam i mnie odrzucała, a tu proszę połączenie żywiołów ognia, ziemi, metalu, wody i drzewa utworzyło smakowy cud.Nooo , dziękuję wam bardzo za uwagę , dobrnęłam do końca - mam nadzieję że wszyscy są jeszcze przytomni - zaśmiała się " Z głową w chmurach " lekko zaniepokojona , bo jakoś tak cicho się zrobiło przy tym wielkim ognisku i tylko trzask palących się gałązek słychać było .
Zgromadzeni potwierdzili głośnym : ŁOO, ŁOOO, ŁOOO i odetchnęła z ulgą , Indianie tak już mieli że jak słuchali - to słuchali i miało być cicho ....a teraz jak już wysłuchali to kombinowali jak odegrają te sceny co usłyszeli i odśpiewają po swojemu opowieść .
I tym sposobem przeszli płynnie do bardziej rozrywkowej części spotkania .
Tańczyli , śpiewali i wspaniale się wszyscy bawili aż do bladego świtu .
A wtedy Dalia tanecznym krokiem udała się na spoczynek , w dłoniach trzymała okrągły przedmiot z piórkami zwany łapaczem snów który otrzymała od szamana. A przykładając głowę do poduszki pomyślała - jawa to była czy sen jakowyś ?
Na tym etapie szanowny czytelniku ( jeżeli dotrwałeś do końca ) tą opowieść zakończymy ,
10 faktów zatoczyło koło i ułożyło się do snu .
Przeczytałam pierwsze cztery punkty u myślę....o! To o mnie! Przy piątym się opamiętałam, bo pakowanie mam obcykane, choć nie lubię tego robić. Co innego rozpakowywanie. Podjeżdżam pod pralkę i ziuuuuu....
OdpowiedzUsuńMiło poznać Cię bliżej :)
O widzisz , jak fajnie :) Też śpiewasz arie ? :))))
UsuńA wiesz , że pomyślałam o Tobie przy piątym punkcie :) tak często podróżujesz że pewnie już wypracowałaś metodę pakowania :))) Może jakaś rada ?:)
No pewnie, że opracowałam :)
UsuńNajbardziej skuteczna jest lista rzeczy niezbędnych do spakowania. Tylko, że nie zawsze się chce taką listę tworzyć.
Najważniejsze, żeby nie pakować się w ostatniej chwili. Ja pakuję się zawsze tydzień przed wyjazdem
Mam gotowe kosmetyczki z kompletem miniaturowych kosmetyków. Urania układam w stosy na łóżku, niżej ustawiam buty i potem eliminuję nadwyżkę :)
Dziękuję za wskazówki...spróbuję tak następnym razem :)))...może sobie w końcu poradzę z tą nadwyżką :)
UsuńWrócę tu sobie przeczytać w całości, bo trochę za mało czasu teraz mam i na nowo napływających osadnikach muszę się zatrzymać. ;-) Ale baaaardzo się cieszę, że wzięłaś udział w zabawie. :*
OdpowiedzUsuńAch Fibulko , nie da sie ukryć że 10 faktów całkowicie wymknęło się z pod kontroli i wydreptało swoją zaskakującą drogę :)))
UsuńMam nadzieję że znajdziesz chwilę :)))
Pozdrawiam ciepło
Byłam i przeczytałam już wcześniej, pouśmiechałam się nawet, ale ciągle jakoś nie napisałam, co mi się myślało, gdy wyśpiewywałaś swoje fakty. ;-)
Usuń1) Że taniec to Twój żywioł, to jakoś wiadomo; nie wiem, czy o tym pisałaś, czy to po prostu "widać", gdy się Ciebie czyta.
2) Ja rzadko gubię, jednak jeśli już, to zwykle rozpaczam wewnętrznie z powodu straty. Ale już wiem, do kogo się zwrócić w razie poszukiwań.
3) O, też kiedyś myślałam o konieczności zmian w edukacji, ale raczej o jakiejś hybrydzie - z różnych metod wybrać, co najlepsze (bo w każdej, prócz plusów, widziałam mnóstwo wad) i połączyć czymś własnym. ;-) Jednak wydaje mi się, że już takiej sztywności jaka była niegdyś w nauczaniu nie ma.
4) I to też nas łączy (łącznie z obrywaniem po nosie).
5) A ja raczej zawczasu spisuję listę i zwykle wolę mieć nadmiar niż niedobór, bo przecież to może być niezbędne, a to konieczne. ;-) Ale to taki nadmiar umiarkowany i raczej pod kontrolą.
6) Jeszcze bardziej niż nieznośnej muzyki, nie lubię ataku aromatycznego przy wejściach do centrów handlowych (brrr!). Czuję się dosłownie atakowana tymi zapachami rozpylanymi przy drzwiach.
7) Córa moja twierdzi, że klaunów boi się najbardziej, no może poza kleszczami.
8) A to wiadomo, że lubisz, wystarczy tu zajrzeć.
9) Mięsa jadamy niewiele, ale nie że wcale, choć Córa bardzo chętnie zrezygnowałaby zupełnie nawet z ilości znikomych (zresztą Ona ogólnie najchętniej żywiłaby się powietrzem i czasem ewentualnie batatami, brokułami, ciecierzycą czy szparagami).
10) Kawę pijam bardzo okazjonalnie i muszę popić wodą ;-), ale uwielbiam dobrą herbatę!
Miło się dowiedzieć trochę więcej o Tobie Dalio:*
OdpowiedzUsuńNo i piękna opowieść...:)
Dziękuję :) Troszkę zaszalałam ale sprawiło mi to frajdę :)))
UsuńFrajda jest najważniejsza:):)
Usuń